środa, 28 maja 2014

Angielska przygoda:) część I

   Maj mija błyskawicznie! Niedługo wakacje, a u mnie okres podróży zaczął się już wcześniej. Co prawda, nie jest to przerwa urlopowa, ale absolutnie nie mogę narzekać. W Anglii jestem drugi raz i wrócę jeszcze bardziej oczarowana. Generalnie, wszystko co widziałam nieźle pobudziło moją wyobraźnię, więc jak wrócę będę miała co robić. W jednym poście nie uda mi się wszystkiego opisać, przygotujcie się na szerszą relację. Dzisiaj samo Grittleton i trochę Walii.

  Wraz z grupą znajdujemy się na terenie prywatnej szkoły, rodem z Hogwartu. Mieszkamy w starej stajni, a jadamy w przerobionych boksachJ. Dzieci uczą się w pałacu. Teren jest ogromny i bardzo zadbany. Biorąc pod uwagę zieleń która mnie otacza, niezwykły urok angielskiej wsi i charakterystyczną architekturę, to czuję się jak w innym wymiarze czasowym. Wszechobecna uprzejmość też robi niesamowite wrażenie (niestety u nas, nie jestem do tego przyzwyczajona). Codziennie zwiedzamy, więc zdjęć mam całą furę. Mnie urzekł zamek w Warwick. Po zamku przechadzali się przebrani aktorzy, którzy odtwarzali codzienne życie mieszkańców zaczynając od tych zatrudnionych w lochach po księżniczki typu Maria Antonina. Nawiązując do tej kontrowersyjnej postaci, to pochwalę się  że udało mi się upolować i zjeść najlepsze makaroniki świata od Laduree. Paryska cukiernia specjalizująca się w wyrobie tych małych skarbów, mieściła się w samym środku Londynu. Kupiłam Marię Antoninę- cytryna i orzech oraz płatki róży. Było przepyszne, chociaż cena ciastka nie jest tak pyszna, bo za mini makaronika płaci się ok. dwóch funtów,  ale warto. Wracając do Warwick... Koniecznie trzeba wejść do lochów, chociaż nie polecam wybierać się tam z dziećmi. Nasze tunele strachu to absolutna porażka w porównaniu do tego, co przygotowali dla nas w Warwick. Nie chcę Wam zdradzać szczegółów, bo mam nadzieję że skusicie się na podróż po Anglii i zahaczycie też o zamek. Mogę jedynie powiedzieć, że szesnastolatki nie były już tak uśmiechnięte po wyjściu jak jeszcze przedJ Udało nam się też wstąpić  do Stradford, miasteczka w którym urodził się SzekspirJ Cudna mieścinka z uroczymi sklepikami, mogłabym spokojnie tu zamieszkać. Przyznam szczerze, że wszystko co tu widzę i co jest tak bardzo w moim klimacie powoduje, że moja głowa pęka w szwach od pomysłów. Zmysł estetyczny jeszcze bardziej wyostrzony, przeskakujemy o kilka poziomów wyżej bo wymagania jakie sobie postawiłam zmuszają mnie do większej aktywności. Myślę, że urodzinkowy sezon 2014/2015 będzie prawdziwie angielski!
 


Tyle było ludzi, że przerwę na kawę spędziłam na chodniku

 
 










 
 
 
 
 













 

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz